Alchemia żeńska
Ścieżka ku żeńskiej alchemii jest niesamowicie wyrazistą ścieżką, porośniętą wilgotnym mchem, o przeszywającym zapachu powietrza, które jest ciepłe, miękkie, otula nozdrza, wibruje prosto do serca, do łona. To ścieżka zachwytów. Miękkości. Poddania. Zapomnienia o tym, że się potrafi. To ścieżka, podczas której najwyższą świętością jest to, że nią kroczymy, a nie to, że ją przeszliśmy. Słynne BYCIE. Sztandar energii żeńskiej. Tylko co to właściwie oznacza? Jak, tak naprawdę, w zgodzie z nami, pozwolić sobie jedynie na bycie?
Pamiętam własne początki zagłębiania się w energię męską oraz żeńską. Pamiętam o ogólnych i bardzo często niemożliwych oraz przede wszystkich całkowicie oderwanych od mojej dotychczasowej rzeczywistości poradach- by po prostu być, przyjmować, oddawać, napełniać się, żyć, kochać, zachwycać, zmięknąć. W kraju, w którym nie szanuje się zarówno jakości żeńskich jak i męskich brzmi to jak mrzonka. Stale walczymy, ścieramy się, porównujemy albo dążymy do zrównania. Jak ściągnąć zbroje?
Kobiety, które dziś spotykamy, niszczone były przez całe wieki. Jeżeli kobiety były niszczone, mężczyźni również nie mogli pozostać w sile. Jeżeli kobieta jest niepełna, jej dzieci także nie są pełne. Oddzielona od natury oraz prawdziwej mądrości łona kobieta, gdy staje się matką, te same jakości przekazuje swoim dzieciom- przyszłym matkom i ojcom nowego świata. Zatem wolność kobiety jest warunkiem koniecznym dla wolności mężczyzny. To od kobiety wszystko się zaczyna i na niej kończy. Nie istnieje inna droga.
Dlatego tak ważne było dla mnie faktyczne zrozumienie, a może lepiej poczucie, esencji energii żeńskiej. Pragnęłam poczuć ją w tkankach, kościach, w każdym ruchu i oddechu, by tym samym uzdrowić siebie oraz mój najbliższy, mały świat. Dziś, posiłkując się moją medycyną, pragnę zaprosić Cię do wspólnej podróży ku zgłębieniu alchemii żeńskiej. Jak wyżej wspomniałam, jest to ścieżka niesamowicie wyrazista – przeszywająca wilgocią, gorącem, chłodem, ciemnością oraz blaskiem. Prawdziwa do ekstazy i bólu. Wolniejsza, ale jakże pochłaniająca. Głęboko wierzę, że ten czas przypomnienia nadszedł dla każdej z nas.
Na początku mojej drogi najciężej było odpuścić kontrolę. Skorupę w którą włożyłam się sama, by nie odczuwać tak głęboko, by nie być bezbronną, miękką. Skorupę, która miała chronić mnie przed ponownym zranieniem. Energia męska była dla mnie wówczas mechanizmem obronnym, ciało doskonale wie jak się bronić, za wszelką cenę, by tylko móc dalej funkcjonować. Pierwszym krokiem, który musiałam wykonać była praca z moim przekonaniem, że wciąż potrzebuję być chroniona. Była to praca na najdelikatniejszych strukturach mojego organizmu. Codziennie rozpuszczałam zastygnięte mięśnie, gotowe by odpowiedzieć na atak. Technik może być wiele: od konwencjonalnej terapii po radykalne wybaczenie, prace ze schematami, skojarzeniami, podświadomością, manifestacją. Moją była medytacja oraz taniec, podczas którego dziękowałam mojej męskiej części za ochronę, opiekę, strukturę, konsekwentność, klarowność, równocześnie dając znać, że jestem gotowa na nowy rozdział. Jestem już bezpieczna. Jestem bezpieczna w moim ciele, w moim życiu, w mojej rzeczywistości. W końcu mogę pozwolić sobie, by zmięknąć, by po prostu być, otworzyć się, puścić kontrolę, karmić i być karmioną, mogę sobie na to pozwolić, bo jestem szczerze i w pełni BEZPIECZNA. Mogę w końcu otworzyć moje serce i łono, mogę się odsłonić, bo nic już mi nie zagraża. Uwierzenie i przyznanie samej przed sobą, że moja miękkość, intuicja, piękno, dobro, kreacja mogą stać się najwyższą i pożądaną wartością, która nie będzie przez nikogo wykorzystywana, była skokiem kwantowym na ścieżce ku zrozumieniu żeńskiej alchemii.
W momencie, gdy moje struktury powoli zaczęły rozpływać się na rzecz głębi i autentyczności zobaczyłam zarówno piękno jak i chaos oraz ogień w kobiecości. To nie był łatwy czas. Jednocześnie zachwycałam się światem, jak gdybym dopiero co się naradzała w swojej bezbronności, a z drugiej strony ilość spraw, których nie mogłam ogarnąć już samym działaniem i dyscypliną zalewała mnie z każdej strony. To moment, w której przestajesz działać na autopilocie, zapominasz o narzędziach, moment w którym schodzisz głębiej, do esencji, do prawdy, do drzwi, których wcześniej nie miałaś prawa zauważyć. Moment, w którym puszczasz kontrolę i ufasz. Nie rozumiesz, ale czujesz. Nie rozumiesz, ale to nie szkodzi, bo ufasz. Zaprzyjaźniasz się z tym, że wcale nie musisz rozumieć. Wszystko jest tajemnicze. Lepiej tym się cieszyć, niż próbować ciągle zrozumieć.
Zaufanie pozwala Ci jeszcze bardziej być. W tym co tu i teraz. W zachwycie, smutku, wściekłości. W zmienności i cykliczności. W tym jaka jesteś, w twojej prawdziwe, bez potrzeby nazywania.
Czasem przynosi to najpiękniejsze momenty ekstazy, pozwala tantrycznie odbierać świat, żyć w zachwycie, w głębokim połączeniu z intuicją. Czasem zalewa wielkimi falami wzburzonego oceanu zwanego, ładniej, świętym zdenerwowaniem 😉 To właśnie życie w prawdzie jest dla mnie o byciu i czuciu, choć wiem z własnego doświadczenia jak trudno wytrwać w tym miejscu, bo stale tam dochodzę i zawracam. Moim wielkim marzeniem i potrzebą jest jednak dzielenie się tą drogą, dlatego najbliższe teksty pragnę poświęcić temu jak ta droga wyglądała i stale wygląda u mnie.
Głęboko wierzę, że do pełnego zrozumienia, co faktycznie oznacza, że jesteśmy całością, zarówno energią męską jak i żeńską, dla nas – kobiet, niezbędne jest bezczelne, bezpruderyjne rozgoszczenie się w totalnym, 100 – procentowym potencjale energii żeńskiej.
Zaznanie tego pięknego miejsca, które przyprawi nas o dreszcze i rumieńce oraz pochłonie bez reszty, pozwoli nam dostrzec piękno, nasz potencjał, rozpłynąć się, a na końcu zatęsknić za energią męską. Staniemy do niej jednak z całkowicie innego miejsca. Z czystej chęci, a nie zranionej potrzeby czy maski. Tak właśnie narodzi się pełnia.
Pełnia, która karmi, odżywia i służy. Żeńskie i męskie. Yin i Yang. Tarcza została ściągnięta, a wielkie fale otulone strukturą. Zapraszam kochana do tańca i życia w równowadze. Z ogromną przyjemnością potowarzyszę Ci w tej podróży.
Komentarze