Renesans substancji psychodelicznych…czyli o co tyle hałasu?

Bezsprzecznie substancje psychodeliczne towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów. Świadczy o tym choćby sanskrycki opis mistycznej Somy, która zgodnie z naukami wedyjskich kapłanów łączyła to, co ziemskie z tym, co boskie, czy też halucynogenny kykeon, stanowiący kulminacyjny punkt podczas misterium elizejskiego oraz grzyby psylocybinowe, używane przez szamanów Azteckich. Obecnie jednak przechodzą one prawdziwy renesans – możemy o nich usłyszeć zarówno w kontekście zyskujących na popularności, zwłaszcza obecnie, ceremonii psychodelicznych, jak i w kontekście czysto medycznym. Dziś chciałabym Wam przybliżyć ich historię, byście sami mogli ocenić o co tyle hałasu…i dlaczego tak naprawdę zostały one zakazane. Gdyż im coś bardziej zakazane tym bardziej warto się zastanowić DLACZEGO i komu to służy.

Odpowiedź na to pytanie jest mocno zróżnicowana – w zależności od miejsca w którym będziemy szukać odpowiedzi. Niektórzy oczywiście powołują się na bezpieczeństwo zażywania substancji psychodelicznych w sposób niekontrolowany, z czym oczywiście sama się zgodzę. Pomimo praktycznie zerowej możliwości uzależnienia łatwo wpaść w ich nadużywanie z innego powodu – chociażby wpadnięcie w kołowrotek ceremonii duchowych bez których nie jesteśmy w stanie podjąć żadnych, ważnych życiowych decyzji – dopóki roślina nam nie odpowie 😉 Co prawa nie trzęsą się nam ręce, a ciało nie oblewa pot, jednakże dążenie do nieustannego utrzymywania stanu psychodelicznego jest niczym innym niż uzależnieniem psychicznym. Przebieg tripu psychodelicznego jest wypadkową wielu czynników, zatem ciężko spodziewać się jedynie przyjemnych doświadczeń – robienie tego pod okiem trip sittera czy też psychoterapeuty wydaje się być dużo mądrzejszym wyborem niż wzięcie grzybów na imprezie, w niekontrolowanych warunkach. Jednakże w kontekście bezpieczeństwa podkreślę ich niesamowicie niski stopień uzależnienia – zatem jakim cudem znajdują się one obecnie w ustawie, która w dużej mierze dotyczy właśnie przeciwdziałaniu skutkom uzależnienia? Czy to nie nadużycie? Czy aby na pewno obecna regulacja prawna odpowiada najnowszym badaniom naukowym z zakresu substancji psychodelicznych? Sami oceńcie..

Kolejne teorie mówią o tym, że zostały zakazane ponieważ konkurują z głównym nurtem religii, a także z paradygmatem nowoczesnej opieki zdrowotnej. Jeszcze inni sądzą, że psychodeliki są niesamowicie niewygodnym tematem dla systemu. Rządy obawiają się społeczeństw wolnomyślicieli, wiedząc, że stawały się one narzędziem w okresie zmian kulturowych, wojny w Wietnamie, fal feminizmu. Postrzegają je jako ogromne zagrożenie, co w konsekwencji doprowadziło do ich totalnej kryminalizacji; zwłaszcza LSD, co miało na celu zmarginalizowanie młodego pokolenia hipisów, szerzących w tamtych latach antywojenne i antyrządowe przekonania. Decyzja o zakazie substancji psychodelicznych, wprowadzona przez rząd USA, była zatem całkowicie upolityczniona, a w ślad za nią poszło wiele innych państw. By lepiej móc zrozumieć atmosferę panującą w tamtym czasie chciałabym wam przedstawić krótko historię psychodelików.

Pierwsze wzmianki o substancjach psychodelicznych możemy odnaleźć zgłębiając historię o starożytnych Aztekach oraz Grecji, późnośredniowiecznej Europie, Indiach czy Ameryce Południowej. Zazwyczaj użycie tych środków kojarzone było z duchową podróżą, kontaktem z bogami, istotami pozaziemskimi, pogłębionym wglądem w siebie, szamanizmem czy też czarodziejstwem. Za ich kolebkę uznaję się starożytną Grecję, a dokładniej okres kultu bogini Demeter, gdzie podczas misterium eleuzyjskiego wypijano halucynogenny napar, który zapisał się na kartkach historii, jako ten który łączył to, co ziemskie z tym, co boskie, wprowadzając uczestników w stan ekstazy. Dziś już wiemy, że można przypisać mu działanie podobne do LSD. Niezwykle popularne były także grzyby psylocybinowe, zwłaszcza wśród Azteków – określano je mianem teonanacatl, otwierały kanał do poznania Absolutu, Boga, traktowano je jak ciało Bogini, które po zjedzeniu wnikało w ciało przyjmującego. Pomimo tak szerokiego zastosowania substancji psychodelicznych przez medycynę niekonwencjonalną, naukowcy rozpoczęli badania nad ich właściwościami dopiero na przełomie XIX i XX wieku – między innymi przez ekspansję terytorialną Ameryki Południowej i natrafienie przez angielskich botaników – Richarda Spruca oraz Alfreda Russela Wallace – na rytualną mieszankę – ayahuasca. Wartą wspomnienia jest także Maria Sabina, mazatecka szamanka, która w późniejszym okresie swoją wiedzę na temat rytualnej ceremonii przy użyciu grzybów psylocybinowych ujawniła Robertowi Wassonowi, tym samym zapraszając świat Zachodu do zapoznania się z praktykami Indian Mazateckich.

Jednak prawdziwy rozkwit badań nad substancjami psychodelicznymi rozpoczynają pracę Alberta Hoffmana w 1938 roku, a zwłaszcza szeroko opisany na kartach historii – dzień rowerowy. Hoffman w 1943 roku dokonał syntezy LSD, a następnie postanowił przetestować ją na własnej skórze. Jego doświadczenie psychodeliczne rozpoczęło się podczas powrotu do domu, na rowerze, dzień ten opisywał słowami : „Wszystko znajdowało się w ciągłym ruchu, tak jakby było żywe i przepełnione powszechnym niepokojem. Wszelkie starania, by zapobiec rozpadowi otaczającej mnie rzeczywistości i rozpuszczeniu mojego ego, okazywały się bezowocne. Znalazłem się w jakimś innym świecie, innej przestrzeni, innym czasie”. Hoffman stan ten porównywał do snu, niekiedy wydawało mu się, że przebywa poza swoim ciałem. Przez krótki moment ogarnął go również strach, że umiera, że to już nigdy nie przeminie. Końcówkę swoich doznań zapisywał już z ogromnym trudem, gdyż wiele wysiłku musiał włożyć w tworzenie sensownych zdań. Po dojechaniu do domu, zaniepokojony swoim stanem, wezwał lekarza, który nie stwierdził jednak żadnych zmian w fizjologii pacjenta. Tego dnia pojawiła się w jego domu także kobieta z sąsiedztwa, która pomagała mu, przynosząc mleko, by ugasić pragnienie. Hoffman opisywał ją jako „nieprzyjazną, podstępną wiedźmę w kolorowej masce”, ta demoniczna postać uzewnętrzniała jego własne spostrzeżenia na temat własnej istoty w tamtym czasie. Dalsze badania zostały przerwane przez toczącą się II wojnę światową, ale to właśnie dzięki Hoffmanowi popularność psychodelików, w późniejszym czasie, przeniosły się także na uniwersytety oraz kręgi uczonych, psychiatrów, lekarzy. W 1947 roku współpracownik Hoffmana – Werner Stoll – w swoich badaniach dowiódł, iż LSD jest praktycznie obojętne fizjologicznie dla organizmu, co doprowadziło do uznania ją za całkowicie bezpieczną substancję, a następnie środek ten zaczęto udostępniać psychiatrom za darmo, pod warunkiem skrupulatnie prowadzonych badań nad jego wpływem na pacjentów.

Wartym wspomnienia podczas opisywania historii psychodelicznej jest oczywiście Timothy Leary – harvardzki psycholog, który przez okres dwóch lat prowadził badania na ponad 400 osobach borykających się z depresją, agresją, zaburzeniami psychicznymi. Timothy Leary podawał im LSD, meskalinę oraz psylocybinę. Leary doszedł do wniosku, że substancje psychodeliczne przyczyniają się w pozytywny sposób do polepszenia wyników podczas leczenia psychiatrycznego. Wartym wspomnienia jest również to, że nie badał on działania substancji psychodelicznych jedynie w warunkach klinicznych, lecz także sam je zażywał w celu poznania całego spektrum tych środków oraz podawał je swoim studentom i współpracownikom na uniwersytecie. Psychodeliki miały wyzwolić ludzi ze schematów, w których funkcjonują. Kolejnym krokiem było wydanie książki „Doświadczenia psychodeliczne”, która miała służyć jako poradnik instruujący jak samodzielnie i bezpiecznie przejść przez podróże z użyciem substancji psychodelicznych. Timothy Leary stał się wielkim entuzjastą psychodelików, jego działalność zaczęła wychodzić stanowczo poza mury akademickie, a on sam wprost zaczął zachęcać ludzi do zażycia LSD w domowych warunkach oraz opowiadać się za tym, by halucynogeny były dostępne dla wszystkich. Przez niekontrolowane działania Learego, substancja była przyjmowana na masową skalę, bez wiedzy i obserwacji specjalistów, co spotkało się z niezadowoleniem samego Alberta Hoffmana, który publicznie skrytykował działania Learego. Środki psychodeliczne stały się także istotną częścią kontrkultury, kojarzone były z ruchami wolnościowymi, zatem LSD szybko stało się wygodnym narzędziem w obwinianiu i alienowaniu hipisów.

Po jednej stronie barykady stanęło całe konserwatywne środowisko wspierające w późniejszych okresie Richarda Nixona w jego „wojnie z narkotykami”, a po drugiej stronie, między innymi wyżej wspomniany – Timothy Leary, inicjator powstania ruchu hippisowskiego, rewolucyjni psychologowie oraz terapeuci, czy wszelkiego rodzaju mistrzowie zen oraz guru zakładający nowe wspólnoty religijne i szerzący wolnościowe poglądy, które z pewnością nie były na rękę ówczesnym rządom Ameryki. Zażywanie substancji psychodelicznych stało się czymś znacznie większym oraz ważniejszym od zwykłego zażywania narkotyków – w pewnym momencie mówiono o psychodelicznej muzyce, psychodelicznym malarstwie, literaturze, czy filmie, która oddziaływała na całe pokolenia. Nastąpił trwający ponad 30 lat stan uśpienia, temat psychodelików stał się zbyt kontrowersyjny i niewygodny dla władz.

Wojna z psychodelikami zakończyła się umieszczeniem ich w najsurowszym wykazie Konwencji ONZ o substancjach psychotropowych. Substancje znajdujące się w tym wykazie określone są jako niemające zastosowania medycznego oraz jako niebezpieczne w użyciu, nawet pod nadzorem medycznym, co już w tamtym okresie było ewidentną nieprawdą – bowiem w latach 50 oraz 60 XX wieku przeprowadzono na całym świecie tysiące terapii wspomaganych psychodelikami o zaskakująco pozytywnych, bezpiecznych rezultatach. Do samego roku 1965 światło dziennie ujrzało ponad dwa tysiące prac badawczych dowodzących pozytywnych skutków terapii przy wsparciu LSD, meskaliny, psylocybiny czy DMT. Już w latach 60 XX wieku dowiedziono, między innymi, iż potencjał przeciwbólowy LSD jest dużo skuteczniejsze od dotychczasowych środków przeciwbólowych, a ponadto jego użycie nie niosło za sobą żadnych skutków ubocznych. W latach 50 XX wieku Humphry Osmond wraz ze swoimi współpracownikami badali także wpływ LSD na leczenie uzależnienia od alkoholu, co także dowiodło, iż pacjenci z drobnymi zaburzeniami osobowości i alkoholizmem wykazali znaczną poprawę po przyjmowaniu niskich dawek LSD – prawie połowa z nich w ciągu roku od podania wciąż utrzymywała abstynencję. Pomysł by środek ten był dopuszczony do leczenia popierał sam Bill Wilson – założyciel Anonimowych Alkoholików. Biuro ds. Alkoholizmu w Saskatchewan zachwycone rezultatami uznało psychoterapię wspieraną LSD za standardowy model leczenia alkoholizmu aż do czasu wprowadzenia prohibicji.

Jak zatem wytłumaczyć to, że substancje psychodeliczne znalazły się w najbardziej surowym wykazie i pozostają tam do dziś – mimo wielości badań ukazujących bezsprzecznie ich możliwości w leczeniu alkoholizmu, depresji, lęku, jeśli nie tym, że były one narzędziem w rękach rządu do walki z nieposłusznym społeczeństwem? Nawet sam doradca Richarda Nixona, John Ehrlichman, w wywiadzie sprzed 22 lat, opublikowanym niedawno w Harper’s Magazine, powiedział iż wojna narkotykowa została stworzona jako „narzędzie do walki z czarnymi i hipisami”. Niestety, ale wszystkie narzędzia mogące służyć poszerzaniu świadomości i wyprowadzania swojego umysłu ze schematycznego działania, nigdy nie będą na rękę systemowi. Ujrzenie rzeczywistości w szerszym wymiarze stało się zbyt niebezpieczne dla rządów, a najszybszą odpowiedzią na zagrożenie była całkowita kryminalizacja substancji psychodelicznych, która utrzymuje się do dziś, pomimo stale pojawiających się badań ukazujących możliwości psychodelików w leczeniu zaburzeń psychicznych. O najnowszych doniesieniach medycznych dotyczących substancji psychodelicznych napiszę już w następnym tekście, a dziś taka mała zajawka, byście mogli sami poczuć o co w tym tak naprawdę chodziło…

Zatem wolnomyśliciele – do usłyszenia!

Powiązane wpisy

Komentarze