Moja spowiedź, jak jedzenie przejęło nade mną kontrolę
Moja historia zaburzeń odżywiania. Od poczucia bycia niewystarczająco dobrą, chęci zdrowszego trybu życia, przez ortoreksję, anoreksję, kompulsywne objadanie się, aż po depresję. Część 1.
W dzisiejszym dniu pragnę podzielić się z Tobą moją bardzo osobistą historią, moją drogą choroby i zdrowienia z zaburzeń odżywiania, która zaczęła się prawie pięć lat temu.
Historią o:
Poczuciu niewystarczająco dobrą w każdym możliwym aspekcie.
Potrzebie kontroli w celu zapewnienia sobie „bezpieczeństwa”.
Zaślepieniu.
Byciu swoim osobistym katem.
Ciągłym myśleniu o jedzeniu.
Obsesji.
Zamknięciu się przed światem.
Zagrożeniu życia.
Utracie kontroli.
Bezsilności.
Aż wreszcie historią o:
Wybraniu życia.
Zaufaniu.
Odzyskaniu siebie.
Oddaniu kontroli.
MIŁOŚCI.
Postanowiłam rozłożyć tę opowieść na kilka trzy części tj.
- Wejście w chorobę, ortoreksja i anoreksja.
- Droga wychodzenia z anoreksji poprzez kompulsywne objadanie się i depresję.
- Moje zdrowienie, jak wyglądało moje wyjście z choroby i co pomogło mi na tej drodze.
Zanim przejdę do właściwej części zależy mi na tym, aby podkreślić dwie istotne dla mnie kwestie. Dzielę się moją historią przede wszystkim dlatego, aby osoby, które chorują wiedziały, że nie są w tym same. Że nie są wadliwe bądź gorsze. Że je rozumiem i chcę dzięki mojej historii pokazać, że można z tego wyjść, można wyzdrowieć i prowadzić pełne miłości i magii życie. Pragnę również swoją historią dać szersze spojrzenie na całe spektrum zaburzeń odżywiania osobom, które mają w swoim bliskim otoczeniu osobę, która choruje.
Drugą rzeczą, którą chciałabym zaznaczyć jest to, że nie jestem specjalistą. Moja historia ma pewne stałe schematy towarzyszące zaburzeniom odżywiania, ale jest też także po prostu moja, jedyna w swoim rodzaju Moje zdrowienie nie jest receptą na wyjście z choroby dla innych. Chciałabym, natomiast, aby mogło stać się ono inspiracją, do wybrania siebie. Niezależnie od miejsca, w którym się na dany moment znajdujesz. Inspiracją, do wybrania życia, radości, prawdy, miłości.
ETAP 1 – Gdzie wszystko miało swój początek
Prawdę mówiąc, nigdy nie będę w stanie obiektywnie określić, gdzie zaczęły się moje zaburzenia odżywiania. Nigdy nie sądziłam, że pójdę właśnie tą drogą, z racji tego, że relacje z jedzeniem w okresie mojego dzieciństwa były bardzo zdrowe. Tak naprawdę jedzenie od początku do końca było tylko narzędziem, którym chciałam naprawić – a tak naprawdę zagłuszyć nieukochane części mnie. Z perspektywy czasu wiem, że było to narzędzie, które miało mi na tamten moment zapewnić bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo było dla mnie równoznaczne z kontrolą. Brakowało mi tego bezpieczeństwa, będąc dzieckiem, dlatego dorastając pragnęłam „wziąć sprawy w swoje ręce”, aby je samodzielnie sprawować nad nim kontrolę i móc je regulować.
Mam 15 lat i zaraz zaczynam naukę w moim wymarzonym technikum informatycznym.
Postanawiam zacząć zdrowiej jeść i wrócić do regularnych ćwiczeń. Całe życie tańczyłam, natomiast w związku z kontuzją kolan musiałam zrobić sobie na jakiś czas przerwę od aktywności.
Start – waga 56kg, wzrost 167 cm.
W tym celu wykupuję dietę oraz plan treningowy u trenera znalezionego na Instagramie.
Pewnie pierwsze, o czym pomyślałaś/pomyślałeś to to, że dostałam jakąś dietę 1000 kcal i katorżnicze treningi?
Otóż nie.
Trener spisał się na medal. Jadłam 2200 kcal, trenowałam trzy razy w tygodniu, byłam pełna energii, a moje ciało było coraz zdrowsze.
To w takim razie co poszło nie tak?
ETAP 2 – gloryfikacja zewnętrzna i podejście wszystko albo nic
Dzięki liczeniu kalorii zyskałam kontrolę, kontrolę, której tak bardzo pragnęłam przez całe swoje życie. Zyskałam uwagę. Czułam, że rodzice są ze mnie naprawdę dumni. Dostawałam komplementy od znajomych. Dołożone do tej mieszanki dopaminowej pozostałe dwa mocno pracujące przekonania w mojej głowie tj.
„Wszystko albo nic. Jak już coś robisz to tylko na 100%.”
„Jak już coś zaczęłaś, to zrób to porządnie.”
sprawiły, że początkowa chęć zadbania o siebie dostarczała tyle „dobrego”, że stała się jak narkotyk. Przyjemna, powoli wyniszczająca od środka. To ja teraz rządziłam. Świat w moich rękach.
Jak wtedy wyglądało moje życie?
Codzienne ważenie.
Niejedzenie niczego, co nie zostało zważone i wpisane do mojej aplikacji śledzenia ilości zjedzonych kalorii.
Jedzenie spoza rozpiski dozwolone raz na dwa tygodnie.
Obsesja na punkcie zdrowego jedzenia i stylu życia.
Codzienne treningi.
Podbijanie aktywności fizycznej wszędzie, gdzie to możliwe. Brak przyzwolenia na siadanie w komunikacji miejskiej, bieganie po schodach, chodzenie wszędzie, gdzie sięda na piechotę. Robienie planka, przysiadów, brzuszków, gdy tylko mam wolną minutę.
Wynajdowanie zdrowych bądź niskokalorycznych zamienników wszelkiego rodzaju produktów.
Tak funkcjonowałam przez kilka miesięcy, a później stopniowo zaczęło się to przeradzać w…
ETAP 3 – gdy ortoreksja przeradza się w anoreksję
To był moment, w którym chciałam coraz więcej, mocniej, szybciej. Nie chodziło o utratę wagi, czy wygląd, chodziło o to, że potrafię się kontrolować, pod każdym możliwym względem. Pokochałam ten stan. Czułam się lepsza od reszty świata.
Gdy zauważałam, że waga zaczyna stać i nie schodzić niżej stopniowo obcinałam kalorie, wykluczałam kolejne grupy produktów i dokładałam coraz większą ilość aktywności fizycznej. Potrzeba kontroli nie dotyczyła tylko i wyłącznie żywienia, przelała się również na inne obszary mojego życia. Zaczęłam planować każdy mój dzień, rozkładając go na 34 półgodzinne bloki. Każda minuta mojego życia musiała być wówczas zaplanowana.
Pobudka o 4.30, spacer, siłownia, gotowanie na cały dzień, szkoła, nauka, samorozwój, rozciąganie, sen. Nie dopuszczałam do siebie myśli związanej z tym, że coś mogłoby potoczyć się inaczej, niż to rozplanuję. Stworzyłam sobie swoją małą, bezpieczną bańkę, nad którą to ja sprawowałam kontrolę.
Na tym etapie również przestałam utrzymywać bliskie relacje z moimi znajomymi, większość czasu chciałam spędzać tylko w swoim towarzystwie, poświęcając ten czas na naukę, oglądanie treści dotyczących zdrowego stylu życia na Youtube, czy chodzenie na siłownie. Izolowałam się od ludzi, niewiele wychodziłam z domu, nie jadłam już niczego poza domem. W pewnym momencie przestałam również jeść to, co ugotowała mama. Nie byłam w stanie jej zaufać w kwestii tego, z jakich składników jest dana potrawa i ile, czego dokładnie tam dodała, Jeśli potrawa miała więcej, niż łyżeczkę oliwy odmawiałam całkowicie jej jedzenia.
ETAP 4 – Anoreksja w pełnym rozkwicie
Stopniowo obcinając kalorie, zeszłam do dozwolonych na tamten moment 600 kalorii. Gdy pewnego dnia nie udało mi się zmieścić w tym zakresie złościłam się na siebie i kompensowałam to w kolejnych dniach, ucinając kalorie i dokładając sobie dodatkowej aktywności „za karę”. Nie byłam już w stanie myśleć czy rozmawiać o czymkolwiek innych niż jedzeniu. Całymi dniami rozmyślałam nad tym, co będę jadła, kiedy będę jadła i jak to wszystko rozplanować, aby zmieściło się w moim zakresie dozwolonych kalorii. Zamiast obiadu jadłam kilogram brokułów, aby zapchać żołądek i nie odczuwać głodu. Wstydziłam się jeść przy innych, a drugie śniadanie w szkole jadłam zamknięta w zamkniętej kabinie toaletowej. Przestałam praktycznie się uśmiechać i mieć energię na cokolwiek. Myślałam, że mam kontrolę, a tak naprawdę jedzenie całkowicie ją przejęło. Nic innego już wtedy się nie liczyło. Każdy stracony kilogram stał się zapewnieniem o mojej sprawczości, sile, niezależności i władzy. Pierwszy raz czułam się w czymś dobra. Pierwszy raz poczułam się wystarczająca. Czy wystarczająco się starałam, aby zasłużyć dostanie tytułu „tej wystarczająco dobrej”?
Końcowy etap chudnięcia był bardzo intensywny, straciłam około 5 kg, będąc na 3 tygodniowym wyjeździe. Nie widziałam się wówczas z mamą, ten czas nieobecności w domu umożliwił mi doprowadzenie się do tego skrajnego stanu.
Obecna waga – 37kg.
Włosy wypadające garściami.
Omdlenia.
Marznięcie latem.
Całe owłosione ciało – organizm próbuje ochronić się przed zimnem.
Brak snu.
Mój organizm się zbuntował.
Dziś wiem, że brak snu, którego nie chciało mi zapewnić moje ciało, było moim zbawieniem, za które jestem mu ogromnie wdzięczna.
Po ponad 70 godzinach braku snu czułam się na tyle wyczerpana, że mama zabrała mnie na SOR, aby zbadali co sprawia, że nie jestem w stanie usnąć.
Spędziłyśmy tam kilka godzin, podczas których przeprowadzili mi różnego rodzaju badania neurologiczne oraz przeprowadzili kilka wywiadów. Następnie zostałam skierowana na pomiar ciśnienia i badanie serca.
Usłyszałyśmy z mamą zdanie wypowiedziane przez jedną z pielęgniarek.
„Twój puls jest tak niski, że jeśli zaśniesz Twoje serce przestanie bić. Możesz już się nigdy nie obudzić”.
Na początku poczułam ogromną złość. Chciałam nakrzyczeć na tę kobietę za to, jakie obrzydliwe kłamstwa próbuje wcisnąć mi i mojej mamie. Później popatrzyłam na mamę i poczułam na swojej bladej dłoni jej dotyk. Zobaczyłam w jej oczach ogromny strach. Strach matki, która kocha swoje dziecko najbardziej na świecie. Nie musiała nic mówić. Wiedziałam w jej oczach, że jedyne, czego pragnie to to, abym wybrała życie. Tego dnia złożyłam jej obietnicę, że zacznę więcej jeść. Zaufała mi i zabrała do domu. Nigdy nikt mnie tak mocno nie kochał, a także nikt we mnie nigdy tak mocno nie wierzył. Dziękuje Ci Mamo za to, że nie nie zostawiłaś mnie tam samej i nie przestałaś we mnie nigdy wierzyć.
Zaczęłam jeść więcej i kilka kolejnych tygodni spędziłam, odpoczywając w łóżku. Nie było łatwo. Ale obiecałam mamie, a ona była dla mnie najważniejsza. Ciągle odtwarzał mi się jej wzrok z sytuacji na oddziale, gdy obie usłyszałyśmy tamto zdanie. Czułam jej dotyk na sobie. Dotyk matki, która nie wyobraża sobie stracić swojego dziecka. Nie potrafiłam, wtedy walczyć dla siebie, więc robiłam to na początku dla niej. Jej ogromna miłość, którą otaczała mnie, od kiedy dowiedziała się o moim istnieniu była moją motywacją i moją siłą. Wtedy było mi to potrzebne, abym później mogła zawalczyć dla siebie samej.
Myślałam, że najgorsze za mną, a okazało się, że najgorsze przede mną. Straciłam kontrolę.
Hamulce puściły, a ja w ciągu kolejnych miesięcy wpadałam stopniowo w kompulsywne objadanie się, tracąc przy tym panowanie nad sobą, o czym opowiem w kolejnej części.
Dziękuje za Twoją obecność. Jeśli odczuwasz chęć podzielenia się przemyśleniami, które do Ciebie przyszły, zapraszam Cię do napisania komentarza bądź prywatnej wiadomości do mnie.
Ściskam Cię mocno i przesyłam ogrom miłości,
Ola
Komentarze