Atrakcyjność – czemu jest skomplikowana i czy istnieje podział na fizyczną i psychiczną?
Robi się magicznie – za chwilkę dogoni nas jesień, więc nic tylko spacerować szurając mokrymi butami po opadłych już liściach mieniących się najpiękniejszymi odcieniami brązu i złota. Najlepiej z kimś. Ale jak znaleźć czy wybrać osoby, z którymi chcemy spędzać czas? Czy każda relacja, to przypadek, czy to nasza podświadomość pozwala nam spełniać swoje marzenia kierując nas w stronę właściwych osób? Czemu jednym się udaje pozostać w relacji, a innym nie?
Słowo klucz
Dobrze wiecie już, że dla mnie przypadek nie istnieje, a prawo przyciągania działa. Dla odmiany podam teraz przykład mojego serdecznego kolegi, który jakiś czas temu wymarzył sobie, że pozna przyjaciółkę swojego przyjaciela… brzmi jak telenowela i nawet się rymuje. Były to czasy bez Internetu, telefonów komórkowych, pracy i perspektyw. Cierpliwie czekał na okazję, która wciąż nie nadchodziła, ponieważ odległość, perturbacje zawodowe i sercowe pochłaniały cały jego czas. W głębi duszy wiedział, że musi to zrobić, bo czuje, że ta osoba jest mu bliska i konsekwentnie dążył do celu. Taki moment nastał i pomimo obaw i wszelkich złych szeptów przemawiających za „nie”, znalazł w sobie siłę do działania i kierowany swoim instynktem zrobił dosłownie wszystko żeby ona zwróciła na niego uwagę. Upór i konsekwencja opłaciły się – poznali się. No dobrze, poznali się, ale co dalej? Im się udało – są nierozłączni. Ale czemu akurat im się udało? Każda relacja (nie tylko romantyczna) zaczyna się od tak zwanej „small talk”, a kończy na przeróżne sposoby. Jedne się pogłębiają i trwają latami, a inne urywają się po kilku minutach rozmowy gdy dostrzeżemy, że rozmówca nie jest dla nas atrakcyjny. No i właśnie – tu pojawia się słowo klucz: atrakcyjność.
Czy istnieje atrakcyjność fizyczna i psychiczna
Najogólniej atrakcyjność to zespół cech określających człowieka lub przedmiot, które są dla nas interesujące. Może to być także pozytywna postawa wobec innych, która dzieli się na sympatię, czyli lubienie i chęć przebywania z drugim człowiekiem oraz szacunek, czyli podziw dla opinii wygłaszanych przez drugą osobę.
Pojęcie to można teoretycznie rozdzielić na tę fizyczną i psychiczną, jednak ja nie do końca się z tym zgadzam i zdradzę Wam to już na początku. Świetnym przykładem obrazującym moje zdanie jest postać francuskiego barda, kompozytora i filmowca, który – bądźmy szczerzy – urodę miał bardzo oryginalną, jednak przez całe życie budził niezwykłe zainteresowanie wśród płci przeciwnej. Serge Gainsbourg, bo o nim mowa, nie spełniał wymogów dyktowanych przez kanony piękna. Jego charakterystyczny, orli nos i sporej wielkości uszy, były na tyle odległe od ideałów uwarunkowanych kulturowo, że można to było stwierdzić na pierwszy rzut oka. Jednak właśnie – są to tylko kanony urody, moda na określony wygląd, zmieniająca się wraz z pokoleniem, nowym rokiem, nowymi czasami. Co w takim razie sprawiało, że Francuz miał tak wielkie powodzenie u kobiet? Jego mózg! Psychika, sposób bycia, inteligencja, dowcip i zainteresowania. Swoje wielkie kompleksy przykrywał maską zrobioną z pewności siebie, a wręcz arogancji. Dokładnie to sprawiało, że w jego oczach wszyscy dostrzegali piękno, daleko wykraczające poza wygląd fizyczny. Był atrakcyjny psychicznie i to pozwalało urodę znieść na dalszy plan. Oczywiście istnieje atrakcyjność uwarunkowana genetycznie i tu można mówić o cechach fizycznych. Szerokie biodra i duże piersi u kobiet, są przez mężczyzn postrzegane jako bardzo atrakcyjne, bo instynkt podpowiada im, że będą one świetnymi kandydatkami na matki ich dzieci. Jednak wygląd fizyczny, to coś, na co tylko po części mamy wpływ. Owszem, osoby o rysach bardziej dziecięcych – kobiety z dużymi oczami i pełnymi ustami, wydają się być bardziej atrakcyjne, ale to nadal tylko wierzchnia warstwa i subiektywne odczucia. Są także cechy psychiczne, które odzwierciedla nasze ciało i jest nimi mowa ciała: gesty określane mianem pewności siebie lub na przykład uśmiech. Osoby uśmiechnięte są postrzegane jako szczere i zadowolone z życia, więc i bardziej przyciągają innych. Jednak nic nie zastąpi nam rozmowy dlatego musimy mieć w sobie to coś, co innych do nas przyciągnie i sprawi, że zechcą zostać na dłużej. W dzisiejszych czasach pojawia się pewna pułapka z tym związana.
Raczę Cię obrazem siebie, który nie istnieje
Ową pułapką, w moim mniemaniu, jest Internet i relacje zawiązywane przez słowo pisane – w skrajnych przypadkach także mówione, ale bez bezpośredniego kontaktu. Być może przestaniecie mnie lubić przez to, co napiszę, ale zaryzykuję. Nie rozumiem uprawiania seksu z osobami, które pociągają nas tylko fizycznie. Co więcej, uważam, że długie podtrzymywanie relacji z osobą poznaną w sieci, z którą nie rozmawiało się w cztery oczy, jest bez sensu. Zanim zaczniecie krzyczeć, Wy, wszyscy, którzy żyjecie w udanych związkach powstałych w taki sposób, wyjaśnię. Mam na myśli tylko to, że ludzie raczą innych obrazem ich samych, który nie istnieje. Wybielają się lub przemilczają wady, eksponując zalety lub podobny punkt widzenia do współrozmówcy. Ma to do siebie pierwszy etap czy faza znajomości gdy hormony buzują na najwyższych obrotach. Manipulacja rozmówcą może odbywać się na tak wysoko rozwiniętym poziomie, że mózg współrozmówcy całą resztę sobie dopisze. Może być także bez manipulacji, ale osoba zainteresowana i z deficytem emocji chce zobaczyć coś, czego nie ma. W literaturze pojawia się także termin „zjawisko aureoli”, które mówi o tym, o czym piszę ja powyżej, a mianowicie, że jedna pozytywna cecha przykrywa inne, te mniej pozytywne oraz także to, że ładnym ludziom na start przypisujemy cechy pochlebne takie jak utalentowanie, sympatyczność, uczciwość czy inteligencję. Koleżanka opowiadała mi, że kiedyś poznała przez Internet przystojnego mężczyznę, który powiedział jej, że lubi chodzić na ryby i zbierać grzyby, co było zgodne z prawdą. Jednak dla niej te cechy były tak pożądane, że całą resztę jego osobowości ona sobie dopowiedziała. Kiedy przyszło do spotkania okazało się, że owy kandydat na partnera, nie umie się wysłowić, dnie spędza pracując lub siedząc przed komputerem z telefonem przyklejonym do ręki i nie ma poza tym żadnych zainteresowań. W rzeczywistości nie był dla niej tak atrakcyjny jak wtedy, gdy jawił jej się niczym książę z bajki.
Ekonomia atrakcyjności
Tu znowu będzie krzyk, ale … Są momenty w życiu, kiedy uświadamiamy sobie, że relacje z kimś nic w nasze życie nie wnoszą i nie chcemy widywać się już dłużej z daną osobą. Nie ma w tym żadnej złości, kłótni, tupania nogą, dziecięcego urywania kontaktu, ale zwyczajnie o ten kontakt nie zabiegamy. Dlaczego tak się dzieje, skoro kiedyś ta osoba wydawała nam się ciekawym kompanem do rozmów? Nic bardziej prostszego. Uświadomiliśmy sobie, że ekonomicznie nam się to nie opłaca. Przy bliższym poznaniu osoba nie dawała nam tego, co otrzymywaliśmy na początku lub czego byśmy od niej oczekiwali. Jej przebojowość i wesoły charakter okazały się być tylko na pozór, bo przecież ona jak każdy z nas, ma problemy. Nie otrzymujemy od niej już pocieszenia, czy nie spędzamy czasu w sposób lekki i wesoły, a wręcz czujemy się przy niej przygnębieni jej problemami. Wtedy kontakt z nią jest coraz rzadszy, w przeciwieństwie do kontaktów z osobami, które nadal są dla nas atrakcyjne z różnych powodów. Gdy nam na kimś zależy zawsze znajdziemy dla tej osoby czas. Jeśli chodzi o relacje romantyczne, to już w początkowej fazie związku, czyli na etapie pierwszej burzy hormonów, będziemy tworzyć tak zwane „pomosty do przyszłości”, czyli rozmowy o tym jak potencjalnie będzie wyglądała nasza przyszłość z tą osobą. Kiedy jednak uświadomimy sobie, że ktoś spotykał się z nami tylko dlatego, że dzięki nam on czuł się lepiej, czujemy się wykorzystani. To błędne koło, bo okazuje się, że każdy z nas w relacjach międzyludzkich dąży do tego, by z danej relacji czerpać – jest to tak zwany bilans zysków i strat. Abstrahując od zysków, przejdźmy do sympatii. Jak to się dzieje, że są osoby, które wydają nam się atrakcyjne i chcemy z nimi kontynuować znajomość, a inne nie?
Narastająca zbieżność tematyki
Genialne wręcz zdanie przeczytałam szukając wyników badań do owego artykułu, mianowicie: „Narastająca zbieżność tematyki oraz intymność treści”. Są to dwie główne zasady wedle których ludzie zbliżają się do siebie poznając się. Zasady te opisali psychologowie Irwin Altmar i Dalmas Taylor w swojej „Social Penetration Theory” (Teorii Penetracji Społecznej), która stanowi o rozwoju relacji pomiędzy dwojgiem ludzi. Tu, w dużym uproszeniu, można mówić o zasadzie „podobne przyciąga podobne”, bo najzwyczajniej w świecie lubimy osoby, które mają takie samo zdanie jak my, bo wtedy w naszym mniemaniu mamy rację w wygłaszanych poglądach, co dana osoba potwierdza. W nawiązywaniu relacji z drugim człowiekiem pojawia się także „mechanizm usuwania niepewności”. Wiadomo, że to, co nowe przeraża, a w przypadku relacji międzyludzkich „nowe” osoby w otoczeniu wzbudzają niepewność. Jednakże częstotliwość kontaktów i właśnie owa narastająca zbieżność tematów, które się porusza sprawiają, że zaczynamy ufać (lub nie) i opowiadamy coraz to bardziej intymne historie naszemu współrozmówcy.
Zachowania wiążące
Alicja Kuczyńska w swoim artykule z roku 1998 napisanym pod redakcją Uniwersytetu Wrocławskiego opisała zachowania wiążące w kontekście podtrzymywania i budowania więzi z drugą osobą, a właściwie wysnuła tezę, że główną lub jedyną funkcją zachowań wiążących jest budowanie i podtrzymywanie więzi społecznych. O czym dokładnie mówimy, co to takiego? Uśmiech, kontakt wzrokowy, obejmowanie, komplementowanie, troszczenie się o potrzeby drugiej osoby, wyznanie pożądania, manifestowanie mocnych stron. Co ciekawe, zachowania te według autorki, budzą pozytywne reakcje nie tylko u odbiorcy, ale i nadawcy. Nie sposób się z tym nie zgodzić, a przynajmniej tak wydaje się mnie. Natomiast w sytuacji skracania dystansu musimy być czujni w prawieniu komplementów, bo odbiorca może mieć wrażenie, że są one nieszczere lub wypowiedziane tylko w celu uzyskania korzyści. Podobnie jest z przysługami – nie zawsze warto wychodzić przed tak zwany szereg żeby komuś pomóc, bo może to zostać odebrane jak coś natarczywego i wiążącego w kontekście ewentualnej, późniejszej przysługi.
Atrakcyjność nie zawsze pozytywna
Kiedy atrakcyjny człowiek od dziecka otrzymuje komplementy odnośnie swojej urody czy charakteru, w pewnym momencie zaczyna w to wierzyć i w jego życiu może zaistnieć „efekt samospełniającej się przepowiedni”. Pewność siebie i łatwość w nawiązywaniu relacji, które zdobyliśmy dzięki ciągłym komplementom i wsparciu innych ludzi mogą sprawić, że zaczniemy to wykorzystywać, sprzymierzając sobie otoczenie i manipulując innymi, co może przynosić negatywne skutki zarówno w naszej psychice, jak i otoczeniu. Bułgarski profesor, psycholog Princeton University, Alexander Todov, opublikował wyniki badań, które podważały niezawisłość sądów. Pisałam już o tym, że ludzie ładni częściej obdarzani są pozytywnymi cechami i ich złe zachowanie często spotyka się z pobłażaniem. Okazuje się, że sądy, które w teorii powinny być obiektywne, orzekały na korzyść ładnych ludzi, bardziej przychylając się do interpretowania wątpliwości na ich korzyść właśnie.
Uważajmy zatem, że piękno może nie tylko cieszyć oko, ale być puste i próżne. Zostawiam Was z cytatem z „Małego Księcia” autorstwa Antoine de Saint-Exupéry, który to idealnie podsumowuje mój dzisiejszy artykuł: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Źródło zdjęć i obrazków:
<a href=”https://pl.freepik.com/darmowe-zdjecie/mlode-kobiety-swietuja-efektownym-plakatem-urodzinowym-wygenerowanym-przez-sztuczna-inteligencje_41639395.htm#query=atraction%20brain&position=25&from_view=search&track=ais_ai_generated”>Obraz autorstwa vecstock</a> na Freepik
Obraz autorstwa <a href=”https://pl.freepik.com/darmowe-zdjecie/widok-z-gory-serca-z-kwitnacych-kwiatow_40572948.htm#query=inside%20heart&position=7&from_view=search&track=ais_ai_generated”>Freepik</a>
Komentarze