„Ja” – czyli właściwie kto?

Jestem człowiekiem, kobietą, partnerką, córką, siostrą. Można wymieniać i wymieniać. Określamy samych siebie albo w stosunku do innych (Jestem córką – moich rodziców, jestem partnerką – mojego mężczyzny), albo w stosunku do czegokolwiek innego, znajdującego się w rzeczywistości (Jestem kierowcą, pasażerem, pisarzem, piosenkarzem, klientem). Jestem – to właśnie słowo, które spaja wszystkie nasze „twarze” w jedną tożsamość – w „JA”. Ale co to właściwie jest to „JA”? Teraz, kiedy osiągnięcia neuronauki mówią nam, że to tylko impulsy elektryczne. Teraz, kiedy udowodniono, że uszkodzenie części mózgu może zmienić charakter osoby (czy ona wówczas dalej jest „sobą”?). Teraz, kiedy wskazuje się, że miliardy bakterii zasiedlających nasze jelita może mieć ogromny wpływ nie tylko na to, co akurat mamy ochotę zjeść, ale nawet na nasze samopoczucie i naszą osobowość.

“Ja” a mózg

Jesteśmy świadomi samych siebie – a równocześnie tak bardzo nieświadomi tego, O CO W TYM WSZYSTKIM WŁAŚCIWIE CHODZI. Ja? Dusza? Ego? Mózg? Neurony? Umysł? Uczucia? Emocje?  Według nauk buddyjskich „Nie ma myślenia, nie ma JA” – czyli Ja jest w umyśle, w mózgu. Gdy mózg przestaje działać – świadomość znika. Zacznijmy więc od własnych czaszek. To tam właśnie działają lewa i prawa półkula, dzięki którym mamy poczucie, że „Jesteśmy”. Wielu badaczy udowodniło już setkami eksperymentów, za co jest odpowiedzialna każda część mózgu. Pracował nad tym m.in. Michael Gazzaniga, amerykański psycholog, także dzięki niemu wiemy już, że lewa półkula to „logika” (w cudzysłowie, jak się okaże…), zaś prawa to m.in. intuicja, kreatywność, poczucie wdzięczności. Warto tu wskazać, że my nie widzimy rzeczywistości – my ją widzimy i INTERPRETUJEMY. Stąd właśnie ten cudzysłów przy słowie „logika”, gdyż po serii badań okazało się, że lewa półkula nie zawsze logiką się kieruje, a bardzo często wręcz WYMYŚLA wyjaśnienia do danego zdarzenia, które wyglądają na logiczne, ale zostały stworzone z ograniczonej liczby faktów.

Ilu “Ja” jest w Tobie?

Gazzaniga wykazał też, że różne części mózgu mogą chcieć w danym momencie czegoś innego, mogą „myśleć” inaczej – i od impulsów elektrycznych zależy to, które pragnienie akurat wygra walkę. A lewa półkula dorobi do tego odpowiednią teorię, aby wszystko wyglądało na spójne i jasne. Jednak jeśli jednocześnie możemy chcieć różnych rzeczy, to czy można mówić o istnieniu jednego ja w nas samych? Jeśli czujesz złość sam na siebie, to co to oznacza? Kto na kogo się złości? Jeśli rządzą nami nieświadome procesy, to czy JA ma w ogóle jakąś władzę? Jest czymś więcej niż tylko uproszczonym konstruktem, za którego pomocą staramy się zrozumieć rzeczywistość? Jeśli to nie my świadomie sami sobą rządzimy, to czy w ogóle jest coś takiego jak „wolna wola” (i od czego wolna?). Sama „myśl” pojawia się w naszej głowie błyskawicznie, a my nie wiemy i raczej nigdy nie dowiemy się, skąd się wzięła – uznajemy się za autora danej myśli, wierząc, że jest jakieś spójne „Ja” – dusza.

Wierzymy w to, co widzimy – choć nie wiemy, czy to jest prawdą. Uszkodzenie pewnej części mózgu może sprawić na przykład, że będziemy widzieć „sekwencjami” (tylko sceny, a nie ciągłość obrazu), z kolei osoba z zespołem Antona mimo utraty wzroku będzie utrzymywać, że nadal widzi. To widzi czy nie widzi? I dalej – jeśli we śnie wydaje ci się, że dotykasz czegoś, przytulasz kogoś, biegniesz, siedzisz, śmiejesz się, jesz, rozmawiasz z innymi, CZUJESZ EMOCJE – to czym się różni sen od jawy, w którym robisz to samo?

Neurobiologia ma jednak na te wszystkie pytania prostą odpowiedź. Uczucia, emocje, wyobraźnia (a więc sny) – to wszystko wynika z umysłu, a więc z odpowiedniego działania neuronów. Uczucia – to reakcje ciała na otoczenie, które lewa półkula interpretuje w jakiś sposób. Dla przykładu – według badaczy uczucie pożądania seksualnego może wynikać z tego, że umysł człowieka w niebezpiecznej sytuacji zinterpretował wyrzut adrenaliny, czyli pobudzenie fizyczne, jako pożądanie seksualne. Słynny jest eksperyment o wiszącym moście nad przepaścią, na którego końcu stała kobieta – badanym przechodzącym przez most wydała się o wiele bardziej atrakcyjna (wykazali chęć skontaktowania się z nią) niż tym, którzy spotkali ją w „normalnych” warunkach. Czy zatem jeśli uczucia/emocje nie są niczym więcej niż naszą interpretacją reakcji ciała, to czy nasze „Ja” sprowadza się tylko do odbierania bodźców z otoczenia, do neuronów (mamy ich w mózgu 86 miliardów!) i biologicznych algorytmów? Czy my w ogóle o czymkolwiek „sami” decydujemy? Gdzie dusza? 

Twoje myśli to nie “Ty”

Zrozumienie, czym jest „Ja” to coś, czego chciałby chyba każdy człowiek. W tym temacie można tworzyć jednak jedynie hipotezy – i każdy wybierze tę, która jest najbliższa jego aktualnemu stanowi „ducha” (umysłu?). Warto jednak zastanowić się nad przytoczonymi przeze mnie na początku artykułu słowami „Nie ma myślenia, nie ma Ja”. Nasze problemy wynikają bowiem zawsze z naszej interpretacji, a nie „obiektywnego” stanu rzeczy. Widać to zresztą w trakcie medytacji – gdy przestaniemy się skupiać na własnych myślach dotyczących przeszłości/codzienności/przyszłości, okazuje się, że wcale nie jesteśmy nieszczęśliwi! Nasze samopoczucie w ciągu dnia zależy zawsze od myśli – gdy tych negatywnych będzie coraz mniej, albo gdy zamiast myśleć, będziesz uważnie uczestniczył w swoim codziennym dniu, przestaniesz być nieszczęśliwy. Oczywiście tak długo, jak znów nie zaczniesz roztrząsać swoich problemów…

Obserwuj i niech płynie…

Co jeszcze warto sobie uświadomić? To, że to dystans wobec wydarzeń, w których uczestniczymy, może przynieść nam spokój – jeśli wiemy, że tak naprawdę to lewa półkula interpretuje zdarzenia W ZGODZIE Z TYM, NA CZYM AKURAT KONCENTRUJEMY SWOJĄ UWAGĘ, to możemy zacząć obserwować samych siebie. Możemy zrezygnować z osądzania innych (przecież oceniamy ich przez pryzmat własnych przekonań!), możemy stać się bardziej tolerancyjnymi wobec zachowań innych i wobec samych siebie. Być może ciężko uznać swoje „JA” za fikcję – ale według wielu badaczy to właśnie ta świadomość pozwala uwolnić się od cierpienia (które SAMI SOBIE powodujemy swoimi myślami) – bo skoro „MNĄ” nie są ani moje myśli, ani emocje, to nie muszę się w nie wczuwać – a mogę pozwolić im płynąć, wówczas nie będę działać pod ich wpływem – wszystko będzie dziać się w swoim rytmie…

Cóż szczęście dać może nietrwałe, skoro snem życie jest całe i nawet sny tylko snem…

Pedro Calderon de la Barca

Powiązane wpisy

Komentarze

  1. Piękny artykuł – otwiera nas, byśmy zaczęli zagłębiać się w siebie, szukając swojego JA 🤩 I daje zaczątek przekonaniu, że to od nas zależy otaczająca nas rzeczywistość, wystarczy zacząć przyglądać się naszym myślom, reakcjom, emocjom – jaki to wszystko ma wpływ na nasze przeżywanie danego dnia. I że mamy wpływ na to, jak będziemy podchodzić do zdarzeń, jak one wpłyną na nas. Możemy być kreatorami naszego życia, nie musimy biernie płynąć z prądem 🤩

    1. Dokładnie, żyjemy właściwie automatycznie, przyjmujemy swoje myśli za prawdę i swoje reakcje za jedyne możliwe, tymczasem wystarczy jedna zmiana – dystans do swoich myśli – a może się okazać, że to zapoczątkuje mnostwo innych zmian w życiu…:)