Oddycham, więc rozpuszczam. Jak wygląda sesja oddechu transmodalnego?
Siedzę na fotelu w poczekalni. Serce bije niespokojnie, mieszając w moich żyłach ciekawość z lękiem przed nieznanym. W powietrzu unosi się delikatny zapach kadzideł a ja staram się sobie wyobrazić, co tak właściwie mnie czeka za tymi drzwiami. Za chwilę rozpocznie się moja sesja oddechu transmodalnego, którą niektórzy nazywają Psychoterapią Energetyczną. Jest to sposób, który pozwala na twórcze rozwiązywanie szeregu istniejących problemów, z którymi mierzymy się w swoim życiu. Czy ta sesja faktycznie rozwiąże problemy, z którymi przychodzę? Przecież to nie jest takie łatwe. W końcu borykam się z nimi, odkąd sięgam pamięcią. Nie wiem, czy…
Na szczęście dla natłoku moich myśli, drzwi gabinetu uchylają się, nieśmiało zachęcając mnie do wejścia. Zapach kadzideł robi się intensywniejszy. Powoli wchodzę do pomieszczenia, w którym panuje półmrok. W delikatnym blasku świec sączy się spokojna muzyka. Podświadomie czuję, że zamykając drzwi do gabinetu, pozostawiam za drzwiami jakąś starą cząstkę mnie. Nie wiem, skąd przypłynęło do mnie to uczucie, ale jest ono bardzo namacalne. Później dowiedziałem się, że proces zaczyna się na długo przed wejściem do gabinetu i wzięciem pierwszego, świadomego oddechu w sesji.
— Cześć — uśmiecha się do mnie Patryk, który poprowadzi naszą sesję oddechu. W jego miękkich oczach odbijają się płomienie świec, ale wbrew pozorom wzrok ma przenikliwy i skoncentrowany. – Jak się czujesz? Z czym do mnie przychodzisz? — pyta z serdecznością i zainteresowaniem.
— Trochę ciekawy i zestresowany — odpowiadam po chwili namysłu i czuję, jak ręce zaczynają mi się pocić a puls delikatnie przyspiesza.
— To zupełnie zrozumiałe — Patryk znów się do mnie uśmiecha i dodaje: – Każdy tak ma. Niezależnie, czy przychodzi tu pierwszy, czy kolejny raz. Taka nasza natura, że boimy się tego, co nieznane. A już w ogóle boimy się tego, co skrzętnie chowamy przed sobą samym.
— To znaczy?
— To znaczy, że każdy z nas chowa głęboko w sobie rzeczy, do których niechętnie lubi wracać — uśmiecha się Patryk i po chwili dodaje: — To, że do nich nie wracamy, wcale nie znaczy, że ich nie ma i że nie wpływają one na sposób, w jaki reagujemy na określone sytuacje.
— Możesz podać przykład?
— Wyobraź sobie, że pragnąłeś miłości mamy, ale tej miłości nigdy w naturalny sposób nie otrzymywałeś. Wymyśliłeś więc sposób na to, by tą miłość od mamy dostawać. Zacząłeś jej sprawiać drobne przyjemności, które sprawiały, że byłeś przez mamę zauważany, przytulany, pocałowany. W miarę upływu czasu przyjemności, które przygotowywałeś mamie stawały się coraz większe. W twoim życiu pojawił się wzorzec: “kupuję” miłość w zamian za przyjemności, które jej sprawiam. Nauczyłeś się, że jest to jedyny sposób, by dostać miłość. Później, już zupełnie nieświadomie powielasz ten schemat w relacjach ze swoimi partnerkami — “kupujesz” miłość, bo nie wiesz, że możesz ją dostać bezwarunkowo.
— I taka sesja pomaga rozwiązać taki niechciany wzorzec? — pytam Patryka z zainteresowaniem.
— Tak, pod warunkiem, że z zaufaniem otworzysz się na to, czego będziesz doświadczać podczas sesji — odpowiada spokojnie Patryk i dodaje: — opowiedz mi o sobie i o tym, co cię uwiera.
Biorę głęboki wdech i zaczynam opowiadać o moich problemach. O tym, że czuję się, że kręcę się w kółko i nie potrafię nic zmienić w swoim życiu. Później o tym, jak beznadziejnie czuję się w mojej pracy. Jak czuję, że moje kompetencje nie są wystarczająco dobre i jak czuję się gorszy od moich kolegów z zespołu. Po tych słowach wydycham olbrzymi haust powietrza. Nikomu wcześniej o tym nie mówiłem — nawet partnerce, z którą rozmawiamy o wszystkim. No, prawie wszystkim…
Patryk słucha mnie uważnie, potakując od czasu do czasu. W końcu zaprasza mnie do położenia się na materacu. Czuję, jak ogarnia mnie wielkie uczucie smutku. Nie wiem, skąd się wziął, ale Patryk powtarza mi, żebym zaufał temu, czego teraz doświadczam. Leżę więc na materacu z zamkniętymi oczami i staram się wykonywać instrukcje, które podaje mi Patryk. Oddycham, chociaż na początku przychodzi mi to z wielkim trudem. Świadomie próbuje przełamać mój oddechowy schemat, który na codzień jest szybki i płytki.
Kilkanaście minut później przychodzi do mnie wspomnienie z czasów liceum. Nie mam pojęcia, skąd się tak nagle pojawiło przed moimi oczami. Jestem na lekcji matematyki. Akurat były oddawane sprawdziany. Dostałem ocenę dostateczny z plusem. Chwile później do klasy wchodzi moja mama – nie pamiętam dokładnie, dlaczego zjawiła się tamtego dnia w szkole. Może miała mi coś przywieźć… Nie wiem. Ale wiem, co się za chwilę wydarzy. Podchodzę do niej, stoimy na środku klasy. Zaraz dowie się, że właśnie były oddawane sprawdziany. Zapyta, jak mi poszło. Odpowiem, że dostałem 3+. W tym samym momencie dostanę od niej z liścia w twarz. Przy całej klasie. Nie wiem, co boli bardziej – piekąca skóra na policzku, czy wstyd, który spala mnie od środka. Dla niej nie jestem wystarczająco dobry. Ani wtedy, ani kiedykolwiek. Gdy tylko to sobie uświadomiłem, po twarzy popłynęły mi łzy.
Zrozumienie wzorca i połączenie kropek zajęło mi ułamki sekund. Nagle wszystko stało się tak absolutnie wyraźne. Skoro dla mojej mamy nigdy nie byłem wystarczająco dobry, to szedłem z tym przeświadczeniem przez całe moje życie. Gdy, jako dorosły już mężczyzna wspinałem się po szczeblach kariery i odnosiłem kolejne sukcesy, zawsze dzwoniłem do rodziców, by im się pochwalić. Zdałem sobie sprawę, że nigdy, absolutnie nigdy nie usłyszałem od nich, że są ze mnie dumni. Pracowałem, jak szalony, by pokazać im, że jestem godny ich uznania i szacunku. Niestety, zamiast radości, za każdym razem wlewałem w siebie gorzki smak rozczarowania i goryczy.
Biorę głęboki wdech. Uświadomienie sobie tego schematu wywołało uczucie jeszcze większego smutku, który towarzyszył mi od początku sesji. Jednak niespodziewanie chwilę później smutek zastępuje olbrzymia fala ulgi i rozprężenia. Czuję się, jakbym przebiegł maraton – jestem wykończony ale też szczęśliwy i spokojny.
Patryk, który czyta moje emocje, jak z książki mówi delikatnym głosem: — Widzę, że coś w tobie puściło. Zrobiłeś miejsce na nowe. Teraz możesz to miejsce zapełnić czymś, co ci służy i wspiera, zamiast ograniczać.
Powoli podnoszę się z materaca. Zerkam ukradkiem na zegarek – minęła ponad godzina, odkąd wszedłem do gabinetu! Kiedy to zleciało?
— Co teraz? — pytam Patryka.
— Teraz pobądź z tym i zintegruj w sobie to, czego doświadczyłeś podczas sesji. Możesz czuć się rozbity, albo wręcz przeciwnie — poczuć w sobie powiew świeżej energii. Przyjmij wszystkie emocje, które do ciebie przyjdą i nie wypieraj ich. Integracja, to również bardzo ważna część procesu. — Patryk mówi to z wielką życzliwością i dodaje: — Jestem z ciebie dumny. To była piękna sesja i początek zmian w twoim życiu.
Jego słowa dźwięczą echem w mojej głowie, gdy podnoszę się z materaca. Nigdy nie przypuszczałem, że praca z oddechem może przynieść taką olbrzymią ulgę. W duchu dziękuję sobie, że miałem w sobie dojść odwagi, by pojawić się na takiej sesji a na głos mówię:
— To co? Kiedy znów możemy się spotkać?
Ten wpis przedstawia przebieg prawdziwej sesji. Imiona i inne szczegóły zostały zmienione. Każda sesja przebiega inaczej, indukując różne emocje. Jeżeli po przeczytaniu tego tekstu masz pytania – skontaktuj się ze mną. Jeżeli czujesz, że potrzebna byłaby ci taka sesja, możesz umówić się na nią poniżej:
Komentarze