Kłótnie w relacjach – czy są potrzebne, by je uzdrowić, czy lepsze jest emocjonalne odcięcie?

Gdzie jest granica pomiędzy zdrowym sprzeczaniem się o tak zwane nic, a zrzucaniem winy na siebie wzajemnie, które z kolei prowadzi do końca relacji – tego nie wiem. Nie wiem nawet, czy jest coś, co nazwać można zdrowym kłóceniem się, bo już samo „przekomarzanie się” prowadzi czasem do katastrofy, a wiem to będąc co miesiąc przed okresem. Wtedy najlepiej się nie odzywać. To w sumie jest pomocne tylko na chwilę, bo przecież jeśli są emocje, które muszą wybrzmieć, to eskalacja nastąpi choćby druga osoba w relacji pół dnia „chodziła na palcach”. Natomiast pomimo, że wydawać by się mogło, iż kłótnie są niepotrzebne, to tak naprawdę stanowić mogą one o wartości czy znaczeniu relacji.

Dopóki krzyczy, to znaczy, że jej zależy

Jeśli podstawowe potrzeby w związku, takie jak, między innymi, pozytywna relacja i akceptacja, są zaspokojone, to nie ma mowy o negatywnej komunikacji. Tu przytoczę cytat bombardujący mnie w sieci od dłuższego czasu, choć widziałam jego różne hybrydy, brzmi on mniej więcej tak: „Kiedy kobieta zaczyna milczeć, to znaczy, że przegrałeś, bo kiedy (…) krzyczy i płacze, to znaczy, że jej zależy.”. Niestety, ale wierząc w romantyczne relacje wierzę również w to, że cytat ten jest prawdziwy. Emocje są do tego żeby je przeżyć, więc jeśli walczymy o zrozumienie, o prawdę, o przekonania, to jest w nas chęć walki, w której brak jest obojętności.  Korelacja jest prosta: nie reagujemy emocjonalnie jeśli mamy coś w głębokim poważaniu, czy jeśli nie zależy nam na drugiej osobie – jej zdaniu, dobru, na dobrej relacji z nią, czy na niej po prostu. Odwrotnie jest gdy nam zależy.

Kłótnia oznaką bliskości

Według psychologów zajmujących się terapią par, kłótnia jest także oznaką bliskości w relacji i może oznaczać brak strachu przed konfrontacją. W moim mniemaniu lekkie pstryczki, nie godzące w nas personalnie, będące jedynie żartem, dodają związkowi pikanterii. Mogą także stanowić o tym, że mamy nieodpartą chęć wchodzenia w głębsze rejony znajomości. Najważniejsze żeby znać umiar i nie przekraczać cienkiej linii oddzielającej fascynację drugim człowiekiem od okazywania braku szacunku wobec niego i bycia sarkastycznym. Jeśli ktoś stawia granice, to starajmy się je uszanować, bo w obliczu poczucia braku bezpieczeństwa podejście do drugiego człowieka zmienia się diametralnie. Nadal jednak nie wiem czy kłótnie są do końca potrzebne, natomiast wiem, że dzięki temu mamy jasny obraz tego, że komuś na nas zależy. Walczymy, bo nie odpuszczamy, a kiedy przestaje nam zależeć, to z pewnością można mówić o tym, że relacja dobiegła końca. Brak dojrzałości emocjonalnej sprawia, że w takich sytuacjach może pojawić się wzajemna wrogość i agresja – przemoc nie tylko emocjonalna, ale i fizyczna.

Agresja jako instynktowna obrona

Psy w sytuacjach zagrożenia warczą ostrzegając tym samym napastnika, instynktownie broniąc się przed potencjalnym zagrożeniem. Dopiero w ostateczności gryzą rzucając się i chcąc zrobić fizyczną krzywdę. W ostateczności. Dlaczego więc ludzie nie potrafią okiełznać swoich złych odruchów, potrafiąc ranić drugą osobę nie tylko słowami? Nieraz słyszę o sytuacjach, w których dwoje ludzi w momencie rozstania zatraca wszelkie przyzwoitości, zapominając o szacunku do osoby, z którą spędziły część swojego życia. Robią wszystko żeby ją zniszczyć. Próbują odpowiadać agresją, prowokując agresję i agresją rozwiązywać wszelkie konflikty. Nie potrafiąc wyartykułować swoich potrzeb, żalu, pretensji, opowiedzieć o problemie, bolączce, uciekają się do rękoczynów. Brak możliwości czy umiejętności wyrażenia siebie nie może godzić w dobro drugiego człowieka, więc tu o kłótni również nie może być mowy. Takie skrajne sytuacje nazwałabym zachowaniem patologicznym nie mającym nic wspólnego z chęcią komunikacji.

Czy każda kłótnia zagraża relacji

Najważniejszy jest sposób, w jaki chcemy rozwiązać problem, przegadać spór, wyjaśnić sytuację. Zachowania protestatycyjne, takie jak szantaż, manipulacja, odwracanie się bez słowa, udawanie, że ma się inne plany, wszystko to, co robimy, by zwrócić na siebie uwagę z nadzieją, że druga osoba nas zatrzyma, oddala nas od siebie i od problemu. Może go także pogłębiać. Istotna jest komunikacja – jasne wytłumaczenie o co nam chodzi i w czym widzimy problem oraz to, w jaki sposób zwracamy się do drugiej osoby. Czy czekamy na ostatnią chwilę gdy frustracja dyryguje naszymi słowami, czy sugerujemy chęć rozmowy gdy tylko zauważymy problem. Nie uogólniajmy, pozbądźmy się osądzania, zejdźmy z oskarżycielskiego tonu wypowiedzi. Rozmawiajmy partnersko, a to, w jaki sposób zareaguje na problem druga osoba, tkwi w niej. My dajmy z siebie tyle ile możemy, by rozwiązać konflikt – oczywiście pod warunkiem, że nam na tym zależy. Nie każdy konflikt jest destrukcyjny dla związku, co więcej – większość kłótni nazwać można różnicą zdań, które da się pogodzić spotykając się w połowie drogi. Pamiętajmy, że drugi człowiek jest niezależnym bytem, a my nie będziemy zgodni z nim w stu procentach, co za tym idzie – różnice zdać albo musimy zaakceptować, albo każdy z partnerów musi wykazać maksimum zaangażowania żeby załagodzić konflikt. Szacunek do drugiego człowieka i partnerskie podejście do sprawy mają szanse dać nam zadowalające rozwiązanie. Niestety nawet znając teorię nie jesteśmy w stanie wdrożyć jej w życie. Czasem wolimy się rozstać, a czasem chcemy pozostać w relacji, ale nie umiemy ze sobą rozmawiać.

Dzieciństwo i wrzucanie zabawek do jednego wora

Reakcje, styl przywiązania oraz chęć i sposób rozwiązywania konfliktów kształtują się w nas już w dzieciństwie. Jeśli zatem z domu wynieśliśmy brak umiejętności polubownego rozwiązywania konfliktów, chęć robienia komuś na złość, ranienia go, zrzucania winy i nie dawania z siebie nic, to pozostaje terapia. Praca nad sobą jest początkiem do dalszego życia w relacji partnerskiej, a sukcesem, który możemy osiągnąć jest możliwość dojrzałego prowadzenia konwersacji. Jeśli mamy problem, to skupmy się na nim, nie przywołując przy okazji konfliktów, które pozostały nierozwiązane w przeszłości – nie zadawajmy bólu rozmówcy, nie próbujmy go dodatkowo zranić. Aktywne słuchanie, wyciąganie wniosków i chęć naprawy konfliktu są kluczowe w dorosłym rozumowaniu relacji. Negocjujmy, starajmy się nie skupiać na swojej racji i tym, że słuszność rozwiązania problemu jest tylko w naszym sposobie myślenia. Niestety kolejnym mechanizmem obronnym pojawiającym się w sytuacji stresowej podyktowanej natłokiem skrajnych emocji jest odcięcie się od nich.

Emocjonalne odcięcie

Choć czasem wydaje się, że jest to dobre dla naszego organizmu, niestety na dłuższą metę dobrze na niego nie działa. Emocje trzeba poczuć, wyrazić, przeżyć, a nie dusić w sobie, bo spotęgują problem i wyjdą z nas ze zdwojoną siłą – całkiem niepotrzebnie. Takie duszenie w sobie uczuć jest dla nas wyniszczające. Co gorsza, często wydawać by się mogło, że jedynym możliwym wyjściem z sytuacji kryzysowej jest zwyczajnie nic nie czuć. Nawet będąc osobami wysoko wrażliwymi i przeżywając emocje, możemy ich nie rozumieć i nie być z nimi blisko. Gdy zbierają się w nas one, a do tego są skrajne, wydaje nam się, że lepiej będzie się od nich odciąć. Czasem zwyczajnie nie mamy nad tym kontroli i bezwiednie nie czujemy nic. Ten sposób radzenia sobie z problemem jest opisany w psychologii bardzo dokładnie. Negowanie lub całkowite odcinanie się od uczuć prowadzi do daleko idących konsekwencji. Często takie zachowanie wynika nie tylko z braku umiejętności radzenia sobie z emocjami czy lęku przed odrzuceniem. Może wynikać ze wzorców jakie wynieśliśmy z domu. Jeśli nasi opiekunowie nie posiadali umiejętności rozwiązywania problemów, tylko sami stosowali tę metodę, to nasza praca nam swoim zachowaniem powinna zacząć się od uświadomienia sobie tego problemu. Pamiętajmy, że odcięcie się nie rozwiązuje konfliktu, a wręcz może go potęgować.

Co dalej po kłótni

Żeby pielęgnować to, na czym nam zależy, nie ulegajmy dla zasady. Nie przyznawajmy racji jeśli to jest niezgodne z naszym poczuciem własnej wartości, tylko po to żeby mieć pozorny spokój. Znajdźmy nić porozumienia i pogódźmy się. Sprzeczki są normalne, najważniejsze żeby mieć chęci w znalezieniu rozwiązania – żeby mieć także pewność, że miłość czy zaangażowanie w relacje są dla obu stron najważniejsze i nierozerwalne. Kłótnie mają służyć wyrażaniu emocji, a nie okazywaniu przewagi nad partnerem i bycia stroną dominującą. Powody do kłótni są różne, ale starajmy się zrozumieć drugą osobę bez obwiniania jej. Nie przywołujmy przeszłości, nauczmy się wybaczać, ale także i dbać o to, by nie powielać popełnianych błędów – tym bardziej z premedytacją. Dobrze jest się zatrzymać – spojrzeć na osobę, z którą się sprzeczamy z miłością, którą przecież do niej czujemy. Z sympatią i chęcią dalszej wspólnej drogi. Musimy mówić o swoich oczekiwaniach, nie oczkując jednak, że ktoś się domyśli tego, co myślimy my. Wsparcie i wzajemny szacunek pomaga wyjść ze schematów i nawyków myślenia. Jeśli przestaniemy zakładać, że druga osoba miała złe intencje i na pewno chce nas skrzywdzić, zobaczymy problem z całkiem innej strony. Bez obwiniania i przerzucania winy. Będziemy także potrafili wyciągnąć rękę na zgodę jako pierwsi oraz będziemy potrafili przerwać sprzeczkę nie dochodząc do konsensusu. Czasem zwyczajnie nie ma rozwiązania na zabliźnienie rozdrapanych ran. Nie znaczy to natomiast, że zachowanie drugiej osoby będzie się powtarzać i nie możemy jej zaufać. Odsuńmy się od błędu, który popełniła – nieprzyjemnej sytuacji, która miała miejsce. Uwierzmy. Każdy zasługuje na drugą szansę. Poza tym pamiętajmy, że miłość czyni cuda, i że „ludzi poznaje się dobrze dopiero wtedy, kiedy się z nimi raz porządnie pokłóciło. Dopiero potem można oceniać ich charaktery.”.

Powiązane wpisy

Komentarze