Komercjalizacja duchowości, czyli o pieniądzach i wartościach w branży

Uzdrawiające czaszki wysadzane kryształkami z AliExpress, uliczna wróżba na całe życie za 30 zł, 2-godzinne kursy online obiecujące finansowy dobrobyt, mikstury na przyciągnięcie prawdziwej miłości… Światowy rynek przeróżnych usług i produktów związanych z rozwojem duchowym wydaje się być bezbrzeżny i wciąż niezaspokojony. A przede wszystkim – jest wart miliony. Według analizy Transparency Market Research w 2022 roku była to kwota przekraczająca 3 miliardy dolarów (i każdego roku rośnie!). Ogromny popyt stymuluje podaż, dlatego od kilku lat możemy zaobserwować wysyp uzdrowicieli, szamanów, przewodników duchowych, wróżek, bardzo często z wątpliwymi umiejętnościami i… intencjami. Jak wiele jesteśmy w stanie zapłacić za poznanie siebie i nadzieję na zmianę własnego życia? Czy komercjalizacja duchowości to szkodliwy trend bazujący na ludzkiej naiwności i bezsilności, czy naturalna wypadkowa wzrostu globalnej świadomości?

Rozważania związane z tematem zarabiania na duchowości są ze mną od około dwóch lat i cieszę się, że w końcu mam okazję przelać je na wirtualny papier. W mojej głowie pojawiają się różne myśli, a poruszając ten temat z innymi, nasza rozmowa zawsze jest wielowątkowa i pełna wieloperspektywicznych pytań i refleksji. Przez ostatnie 13 lat wydałam na swój rozwój dużo pieniędzy, chociaż tak naprawdę nigdy tego nie podliczyłam, bo nauka, zaspakajanie ciekawości i zrozumienie siebie były dla mnie cenniejsze niż oszczędności na koncie. Zaczęło się od książek, następnie poprzez liczne internetowe kursy i webinary przeszłam na warsztaty offline, indywidualne sesje i rozwojowe wyjazdy. W pewnym momencie poczułam jednak przesyt ilością pochłanianych informacji i zmęczenie grzebaniem w emocjach i w przeszłości – poczułam, że to, co do tej pory odkryłam i czego doświadczyłam na ten moment mi wystarczy. Od ponad roku porządkuję swoją wiedzę, stabilizuję procesy i bardzo uważnie przyglądam się pojawiającym się wciąż możliwościom samorozwoju. Dodatkowo z racji wykonywanej pracy (marketing internetowy) miałam okazję współpracować z wieloma osobami związanymi z rozwojem duchowym, pomagając im sprzedawać produkty i usługi. To pozwoliło mi dobrze poznać kulisy robienia biznesu w tej branży i nierzadko takie współprace pozostawiały rozczarowanie i niesmak… Obserwowałam hipokryzję i zakłamanie, niepodążanie za głoszonymi naukami i wartościami, czy rozbieżność ich własnego życia z ideałem kreowanym na potrzeby promocji.

Zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest ta granica przyzwoitości pomiędzy uczciwym zarabianiem na własnej wiedzy i umiejętnościach a chłodną kalkulacją niezwiązaną w najmniejszym stopniu z pragnieniem niesienia pomocy innym? Czy moja wewnętrzna potrzeba rozwoju nie wpędziła mnie w kolejną pułapkę konsumpcjonizmu?

W ostatnich latach obserwujemy na świecie ogromny wzrost zainteresowania praktykami duchowymi, które rozgościły się już nawet na salonach mainstreamu. W co drugim serialu na Netflixie możemy dostrzec “rozwojowe” nawiązania, instagramowe influencerki promują biżuterię z magicznymi kamieniami, znani artyści dzielą się podczas wywiadów swoimi codziennymi rytuałami i wewnętrznymi transformacjami. Turystyka duchowa w odległe (nierzadko też luksusowe) miejsca kusi oczyszczeniem ciała oraz oderwaniem się od zgiełku własnych myśli. Z jednej strony to dobrze, że coraz więcej osób jest zainteresowanych poszerzeniem swojej świadomości, co rodzi zapotrzebowanie na nowe produkty i usługi. Jednak trudno momentami nie odnieść wrażenia, że ta cała duchowość wyskakuje nam już z przysłowiowej „lodówki” i coraz częściej staje się zaprzeczeniem utożsamianych z nią pierwotnie wartości, czyli: PRAWDY, MIŁOŚCI I BEZINTERESOWNOŚCI. Coraz częściej zauważam też, jak wiele twórców sprzedających swoją wiedzę, jedynie kopiuje treści od innych (najczęściej) zagranicznych osób, nie wkładając w swój produkt własnej pracy, czasu lub pomysłu – możliwość szybkiego zarobku przysłania im moralność (pamiętajmy, że za mocna “inspiracja” to po prostu kradzież własności intelektualnej). Bardziej ekstremalne przypadki obwołują się nawet “ekspertami” w danej dziedzinie, fałszując swoją historię lub dokumentując rzekome osiągnięcia zmyślonymi opiniami zadowolonych klientów. Takie osoby nie tylko nie pomogą, ale mogą zaszkodzić. Szczególnie jeśli zajmują się uzdrawianiem lub indywidualnym mentoringiem.

Nie uważam jednak, że zarabianie na tworzeniu własnych kursów, prowadzeniu warsztatów, sprzedaży książek jest czymś nieodpowiednim i jestem daleka od wrzucania wszystkich do niechlubnego worka nieuczciwych osób. Uważam, że rozwój duchowy można pięknie połączyć z rozwojem materialnym – wykorzystując swój potencjał i talenty, odblokowując swoje ograniczające przekonania, otwierając się na obfitość i pragnąć dać innym WARTOŚĆ w czystości intencji, możemy osiągnąć spełnienie na każdej płaszczyźnie. Życzę sobie i Wam, abyście na swojej ścieżce rozwoju trafiali tylko na takie Dusze i czerpali od nich wiedzę i inspirację do tworzenia własnego, szczęśliwego świata. To my nadajemy cechy energii pieniądza – możemy decydować, czy jest dla nas wyzwalająca, czy ograniczająca.

Zapraszam do dzielenia się swoimi przemyśleniami na temat komercjalizacji duchowości. Jakie macie doświadczenia, kogo spotkaliście na swojej drodze, co sądzicie na temat zarabiania pieniędzy w tej branży?

Powiązane wpisy

Komentarze

  1. 1. Wielu nauczycieli, praktyków, coachów, uzdrowicieli i ludzi pracujących z energią poświęciło swój czas i pieniądze na zdobywanie wiedzy. Zakładam, że jak wydaje się kilkadziesiąt – kilkaset tysięcy na zdobywanie wiedzy i praktyki, to raczej idzie się za swoim powołaniem, które płynie z serca. Zarabianie na zdobytej wiedzy i zasobach, które dzięki tej wiedzy się zintegrowały jest absolutnie zrozumiałe.
    2. Nie każdego stać na świadczenie usług w nurcie “ekonomii daru”. Nie każda metodologia pracy nadaje się do świadczenia usług w nurcie ekonomii daru.
    3. Każda metodologia ma patologicznych praktyków, nadużycia, wyłudzenia czy oszustwa.
    4. Każdy znajdzie metodologię, która z nim najbardziej zarezonuje. Nie ma znaczenia, czy woła Cię ortodoksyjna praktyka, czy new age’owy fusion różnych metodologii – ostatecznie chodzi o zgłębianie siebie i podnoszenie naszych wibracji.
    A’ho! 🪶