Spadek po dziadkach? Dziedzictwo emocjonalne, czyli co nosimy za swoich przodków?

Jak czuć się dobrze z samym sobą? To pytanie zadawało z pewnością wielu z nas w różnych okresach swojego życia. Niektórzy być może wciąż poszukują odpowiedzi. Próbują różnych metod, mających na celu poprawę ich poczucia własnej wartości, jak też sprawienie sobie przyjemności, radości oraz zagłuszenie lęku czy innych niechcianych emocji (choć przecież nie ma „złych” emocji – wszystkie nas o czymś informują i są nam potrzebne!). Uczestniczą w terapiach, wciąż próbują zrozumieć siebie, aby w końcu dotrzeć do sedna – że nie trzeba już nic w Tobie naprawiać, bo jesteś wartościowy taki, jaki jesteś. Drogi do tego stwierdzenia mogą być różne, warto więc wspomnieć o jeszcze jednej z nich. Być może to dziedzictwo emocjonalne – to, co nosisz za swoich przodków, jest przyczyną braku bezpieczeństwa, poczucia, „że „coś jest nie tak”, czy też lęku przed pozwoleniem życiu toczyć się tak, jak się toczy, bez ciągłego trzymania ręki na pulsie.

Traumy rodowe

Czujesz pewien niepokój na myśl, że możesz nosić emocjonalny ciężar za swoich bliskich? Być może warto się temu przyjrzeć. Od kilku lat badacze psychologii coraz głośniej mówią o tym, że niektóre problemy wewnętrzne możemy dziedziczyć po kimś ze swojego rodu. Wcześniej uważano, że w psychice człowieka zapisują się dziedzicznie traumy tak wielkie, jak wojny, zagłady, wielki głód i inne katastrofy; teraz uważa się, że dotyczyć to może wszelkich wydarzeń, ponieważ trudności z nimi związane i uczucia/emocje są zawsze subiektywne. Dlatego niekoniecznie ród musiał doświadczyć wojny czy klęski żywiołowej – traumę rodową może powodować także czyjeś samobójstwo, śmierć, strata dziecka / poronienie, gwałt, wypadek, wykorzystanie seksualne i wiele innych mocnych zdarzeń. Czyjaś prababcia mogła być świadkiem utopienia się własnego męża – ta trauma zapisuje się w pamięci jej dzieci, wnuków, prawnuków… i tak dalej, tak długo, aż nie zostanie świadomie przepracowana przez osobę, która doświadcza psychicznie jej skutków. „W spadku” możemy otrzymać lęki, koszmary senne, uczucia, nieracjonalny niepokój, kompleksy, poczucie wstydu, czy niechciane zachowania (np. skłonność do wycofywania się z relacji międzyludzkich).

Każdy utrzymuje przecież ciągłość genetyczną ze swoimi przodkami – i okazuje się też, że możliwa jest także ciągłość emocjonalna. Gromadzimy więc w sobie to, z czym zmagały się poprzednie pokolenia. Tkwi to w naszej podświadomości, dlatego często tak ciężko jest to wydobyć na światło dzienne, aby uświadomić sobie pewne doświadczenia i przetworzyć je. Dopiero wówczas możemy się uwolnić – a dotychczas odgrywane schematy (związane z nieświadomą traumą rodową) nie będą już się powtarzać.

Praca nad rodem

Pracę warto zacząć od tych, którzy są nam najbliżsi. Od własnych rodziców. Okazuje się bowiem, że wiele osób jest zablokowanych w dorosłym życiu ze względu na złą/nieprzepracowaną relację z rodzicami. Według psychologów dobra relacja z rodzicami to przepływ siły życiowej. Jeśli w jakiś sposób odrzucamy rodziców, odrzucamy samych siebie – i to właśnie prowadzi do cierpienia. Wśród młodych dorosłych problemem może być poczucie winy, jakie budzi się w nich w momencie chęci „pójścia na swoje” i rozpoczęcia życia na własny rachunek – według psycholożki Judith Viorst z punktu widzenia psychiki odejście od rodziców, zostawienie ich jest równoznaczne z zabijaniem własnych rodziców. I to właśnie jest STRATA, którą odczuwamy i którą należy przepracować.

U niektórych problem może pochodzić z jeszcze dalszych pokoleń. Być może bowiem to uczucia babci związane ze śmiercią jednego z niemowląt wywołują w jej wnuczce, teraz młodej kobiecie lęk przed zajściem w ciążę. Być może to wyprawa pradziadka na wojnę i brak jego udziału w wychowaniu dzieci teraz objawia się w jego wnuku jako niechęć do założenia własnej rodziny. Nieprzetworzona treść emocjonalna będzie wciąż i wciąż ujawniać się w różnych sytuacjach.

Z pewnością w tym miejscu pojawić by mogło się pytanie – skoro to wszystko tkwi gdzieś w nas, i nie wiemy, co to jest – to jak się z tym uporać? Pierwszy krok to oswojenie się z tematem. Warto po prostu do swoich uczuć i emocji, jakie wywołuje kwestia możliwego dziedzictwa emocjonalnego, dołączyć swój umysł – i postarać się zrozumieć, co to w ogóle jest trauma rodowa. Niektórzy mogą poczuć potrzebę poszukania badań na ten temat czy zaznajomienia się z doświadczeniami innych osób. Tutaj przydatna będzie więc pozycja Nie zaczęło się od ciebie Marka Wolynna.

Drugi krok lepiej wykonać przy wsparciu terapeuty, choć niektóre osoby mogą pozwolić sobie na autoterapię, która w ich przypadku będzie skuteczna. Niemniej to w gabinecie psychoterapeuty możemy poszukać wewnątrz siebie tego, co nam najbardziej ciąży – i powiedzieć otwarcie o własnych lękach, niepokojach, o tym, co nas męczy. Opłakać straty i błędy.

Trzeci krok to poznanie własnego rodu – jak wielu z nas nie zna historii własnej rodziny? Być może gdzieś ze starych dokumentów, papierów, pamiętników, wyłoni się coś, co może pokazać, że któryś z naszych przodków ogromnie cierpiał, co przeniosło się na dalsze pokolenia. Być może któryś z członków rodziny coś opowie, przypomni sobie? Z pewnością gdzieś znajdują się wskazówki. Czasami punktem wyjścia mogą być jedynie domysły, ale już rozmowa o nich z psychologiem, samo zagłębienie się w historię rodziny, może być przydatne. Chodzi o odczucie ulgi i pozwolenie sobie na to, aby pójść dalej.

Akceptacja i zrozumienie

Brzmi to wszystko dość nieprawdopodobnie? Warto wspomnieć, że już Carl Gustav Jung mówił o „zbiorowej nieświadomości”, czyli o tym, że psychika całego społeczeństwa jest w jakiś sposób ze sobą połączona. Tutaj mówić można o „rodzinnej nieświadomości” – o psychicznym połączeniu wielu pokoleń. Uciszone przeżycia, przemilczane doświadczenia, stłumione cierpienia – to wszystko pozostało. I przechodzi dalej, z pokolenia na pokolenie, tylko że w nieświadomości jednostki. Nie jest to żadna „magia” – cierpienie praprababci widziała jej córka i już „umieściła je w sobie” – potem jej dzieci, wnuki, prawnuki… To, co nieprzepracowane, potrafi się ciągnąć naprawdę długo. Dopiero zauważenie i przepracowanie traumy doprowadzi do odpuszczenia. Pojawi się spokój. Pojawi się zrozumienie siebie samego – i możliwość prowadzenia dalszego życia już według własnej narracji, a nie tego, co nosiliśmy za innych.

Powiązane wpisy

Natalia de Barbaro:  Nie trzeba żyć bitewnie. Zabawa też może okazać się drogą do wewnętrznej wolności

Ile razy trzymałyśmy łuk, napinałyśmy i strzelałyśmy do celu, czując gdzieś w trzewiach, że to nie nasza dyscyplina. A może było całkiem nieźle, przywykłyśmy, a nawet nam się podobało, choć przecież nigdy nie pytano, jaką tarczę chcemy przed sobą postawić. A Ty jaki miałaś wybór? Czy zamiast łuku brałaś czasami do ręki krosna, kolorowe nitki i zaczynałaś tkać. Kim jesteśmy, jakie mamy potrzeby, jaka energia nami kieruje. Czy czujemy wewnętrzną wolność, a może jesteśmy znieruchomiałe, choć w ciągłym ruchu. – Jak się ma twoja wewnętrzna Dziewczynka? A może dawno jej nie słuchałaś, nie pytałaś o nic – mówi Natalia de Barbaro, psycholożka, felietonistka, autorka między innymi „Czułej przewodniczki” i „Przędzy”

Komentarze